Dzisiaj natchnione przez mojego kotka Diabełka ^^, za kolejny rozdział dziękuję Syli za pomysł.
-----------------------------------------------------------
Rozdział 3 „Po zebraniu smutków”
Budzę się i widzę, że nadal mam na sobie sukienkę.
-Chcę wymazać to z pamięci. – Mówię sama do siebie.
Zdejmuję sukienkę i półnaga biegam po pokoju w poszukiwaniu moich starych ubrań. Kwiatek w moich włosach doszczętnie się pogniótł. Idę się umyć.
-Dzień dobry słoneczko. – Mówi mama, gdy myję zęby.
-Dzń dbry. – Mówię, ale pasta w ustach mi przeszkadza.
-Dobrze spałaś? – Pyta się.
Wypluwam pastę.
-Ah, dobrze, dobrze.
Wychodzę z łazienki.
-Przygotowałam dla ciebie twoje ulubione śniadanie. – Mówi mama jakby chciała zaraz zaśpiewać.
-Yhhh. – Mamroczę i powoli jem śniadanie.
Nagle mama przysiada się do mnie.
-Jak było na balu? – Mówi pijąc kawę.
-Am, dobrze. Zakończenie było fajne.
Mama patrzy na mnie z lekkim zdumieniem.
-Tak? A kto to jest Shon?
Krztuszę się herbatą.
-A taki jeden, syn od byłego kolegi taty.
Mama nadal mnie bacznie obserwuje.
-Od Roberta?
-Tak.
-Uroczy chłopak. – Mówi mama po czym pociąga łyk kawy.
Patrzę się na nią jak osłupiała.
-A o co chodzi?
Mama odkłada kawę.
-No bo, przyszedł wczoraj późnym wieczorem i przyniósł twoją torebkę.
Czuję jak nasuwają mi się na język najgorsze słowa, którymi obsypałabym Shona, ale mama zauważa moje rumieńce.
-Dobrze, jest ładny, ale żeby zostawić torebkę i kazać mu ją przynieść?!
-Sam ją przyniósł, ja nawet nie pamiętałam, że ją tam zostawiłam.
-Aha.
Wstaję i odchodzę od stołu.
-Nie jesz już?
-Nie mam apetytu.
-Chcę wymazać to z pamięci. – Mówię sama do siebie.
Zdejmuję sukienkę i półnaga biegam po pokoju w poszukiwaniu moich starych ubrań. Kwiatek w moich włosach doszczętnie się pogniótł. Idę się umyć.
-Dzień dobry słoneczko. – Mówi mama, gdy myję zęby.
-Dzń dbry. – Mówię, ale pasta w ustach mi przeszkadza.
-Dobrze spałaś? – Pyta się.
Wypluwam pastę.
-Ah, dobrze, dobrze.
Wychodzę z łazienki.
-Przygotowałam dla ciebie twoje ulubione śniadanie. – Mówi mama jakby chciała zaraz zaśpiewać.
-Yhhh. – Mamroczę i powoli jem śniadanie.
Nagle mama przysiada się do mnie.
-Jak było na balu? – Mówi pijąc kawę.
-Am, dobrze. Zakończenie było fajne.
Mama patrzy na mnie z lekkim zdumieniem.
-Tak? A kto to jest Shon?
Krztuszę się herbatą.
-A taki jeden, syn od byłego kolegi taty.
Mama nadal mnie bacznie obserwuje.
-Od Roberta?
-Tak.
-Uroczy chłopak. – Mówi mama po czym pociąga łyk kawy.
Patrzę się na nią jak osłupiała.
-A o co chodzi?
Mama odkłada kawę.
-No bo, przyszedł wczoraj późnym wieczorem i przyniósł twoją torebkę.
Czuję jak nasuwają mi się na język najgorsze słowa, którymi obsypałabym Shona, ale mama zauważa moje rumieńce.
-Dobrze, jest ładny, ale żeby zostawić torebkę i kazać mu ją przynieść?!
-Sam ją przyniósł, ja nawet nie pamiętałam, że ją tam zostawiłam.
-Aha.
Wstaję i odchodzę od stołu.
-Nie jesz już?
-Nie mam apetytu.
Wybiegam z domu. Jestem zła, ale muszę jeszcze pomóc pani
Devensbee, dzisiaj zajmuję się jej kotem Reginaldem.
-Dzień dobry!
Podbiegam do drewnianej furtki. Reginald od razu mnie przywitał swoim przyjaznym miałczeniem.
-Witam Julie, dzisiaj jade do mojej kuzynki Louisy, proszę cię zajmij się domem, gdy mnie nie będzie.
-Oczywiście.
Reginald ostatni raz żegna się z właścicielką. Lubię tego kota, mimo iż jest już stary, jest on prawdziwym bohaterem. Kiedyś, gdy dom pani Devensbee płonął cały od ognia, kot miałczał, mruczał i szturchał śpiącą jeszcze właścicielkę. Gdyby nie ugryzł ją w nogę i nie zbudził tym samym, pewnie spalili by się żywcem.
-Do widzenia! – Krzyczę, gdy pani wyjeżdża samochodem spod bramy.
-No Reginald, zostaliśmy sami.
W tym momencie kot biegnie do domu, nigdy tak nie zrobił, zawsze czekał gdy Devensbee zniknęła z pola widzenia, dlatego idę za nim. Zwierzę prowadzi mnie na strych i umyka w starych szpargałach.
Gdy słyszę miałczenie odwracam się, dochodzi ono z dużego pudełka. Otwieram je i widzę: 5 małych kotów, są cudowne, rudo-czarne z białymi skarpetkami. Wyciągam telefon i dzwonię do Devens.
-Hallo – Odzywa się głos w telefonie.
-Pppani Devensbee?
-Tak?
Z trudem mówię to, szczęście i przerażenie walczą ze sobą. –Mmmyśle, że Reginald to Regina.
-Słucham? A czemuż to?
-No boo… Znalazłam na strychu pudło z kotkami.
-Co?! Już jade!
Podbiegam do drewnianej furtki. Reginald od razu mnie przywitał swoim przyjaznym miałczeniem.
-Witam Julie, dzisiaj jade do mojej kuzynki Louisy, proszę cię zajmij się domem, gdy mnie nie będzie.
-Oczywiście.
Reginald ostatni raz żegna się z właścicielką. Lubię tego kota, mimo iż jest już stary, jest on prawdziwym bohaterem. Kiedyś, gdy dom pani Devensbee płonął cały od ognia, kot miałczał, mruczał i szturchał śpiącą jeszcze właścicielkę. Gdyby nie ugryzł ją w nogę i nie zbudził tym samym, pewnie spalili by się żywcem.
-Do widzenia! – Krzyczę, gdy pani wyjeżdża samochodem spod bramy.
-No Reginald, zostaliśmy sami.
W tym momencie kot biegnie do domu, nigdy tak nie zrobił, zawsze czekał gdy Devensbee zniknęła z pola widzenia, dlatego idę za nim. Zwierzę prowadzi mnie na strych i umyka w starych szpargałach.
Gdy słyszę miałczenie odwracam się, dochodzi ono z dużego pudełka. Otwieram je i widzę: 5 małych kotów, są cudowne, rudo-czarne z białymi skarpetkami. Wyciągam telefon i dzwonię do Devens.
-Hallo – Odzywa się głos w telefonie.
-Pppani Devensbee?
-Tak?
Z trudem mówię to, szczęście i przerażenie walczą ze sobą. –Mmmyśle, że Reginald to Regina.
-Słucham? A czemuż to?
-No boo… Znalazłam na strychu pudło z kotkami.
-Co?! Już jade!
Po 30 minutach właścicielka pojawia się w drzwiach.
-Moje maleństwo! – Krzyczy i bierze Reginalda, a może Reginę na ręce. – Ah co ja z nimi zrobię? Szóstka to już za dużo jak dla mnie.
-Mogę pomóc je sprzedawać. – Proponuję.
-Nie mogę brać pieniędzy za zwierzęta, oddamy je.
Zgadzam się, od razu tworzę tabliczkę z ogłoszeniem i biorę pudełko do ręki, robię dwie dziury na bokach i przewiązuję przez nie tasiemkę, tak przygotowaną skrzynkę zakładam na szyję, dzięki czemu nie muszę jej ciągle trzymać pod pachą. Gotowa ruszam do znalezienia małym kotkom nowego domu.
-Moje maleństwo! – Krzyczy i bierze Reginalda, a może Reginę na ręce. – Ah co ja z nimi zrobię? Szóstka to już za dużo jak dla mnie.
-Mogę pomóc je sprzedawać. – Proponuję.
-Nie mogę brać pieniędzy za zwierzęta, oddamy je.
Zgadzam się, od razu tworzę tabliczkę z ogłoszeniem i biorę pudełko do ręki, robię dwie dziury na bokach i przewiązuję przez nie tasiemkę, tak przygotowaną skrzynkę zakładam na szyję, dzięki czemu nie muszę jej ciągle trzymać pod pachą. Gotowa ruszam do znalezienia małym kotkom nowego domu.
-Koty małe koty, za darmo kto chce niech podaruje im nowy
dom!
W tym momencie ktoś wpada na mnie z tyłu.
-Uważaj jak chodzisz baranie! Ja tu mam żywe zwierzęta!
Jest to Charlie.
-Hej! Baranie? Aż tak mnie nienawidzisz?
W tym momencie ktoś wpada na mnie z tyłu.
-Uważaj jak chodzisz baranie! Ja tu mam żywe zwierzęta!
Jest to Charlie.
-Hej! Baranie? Aż tak mnie nienawidzisz?
Mimika mojej twarzy została nienaruszona, nadal jestem zła i
widać to pod każdym względem.
-Co to? – Pyta się zaciekawiony.
-Koty. Aż taki ślepy jesteś?
-Słuchaj, nie gniewaj się za tamto z Anabelle już nic mnie nie łączy.
-A co mnie to? – Odkładam pudełko z kotami na ziemię.
-Wiem, że zawsze chciałaś byśmy byli razem, ale nie dopuściłaś by nasza przyjaźń się rozpadła. – Chwyta moje ręce, które drżą pokusą przyłożenia mu w twarz.
-To nie potrzebne, już dawno mnie to nie obchodzi i to co kiedyś czułam zniknęło. – Odpycham go.
-Niemożliwe. Nie będziesz na mnie zła na wieki, przecież to Shon cię upokorzył nie ja.
-Sprawa Shona jest tylko między mną a nim. A teraz zostaw mnie, muszę oddać te koty w końcu.
-Koty. Aż taki ślepy jesteś?
-Słuchaj, nie gniewaj się za tamto z Anabelle już nic mnie nie łączy.
-A co mnie to? – Odkładam pudełko z kotami na ziemię.
-Wiem, że zawsze chciałaś byśmy byli razem, ale nie dopuściłaś by nasza przyjaźń się rozpadła. – Chwyta moje ręce, które drżą pokusą przyłożenia mu w twarz.
-To nie potrzebne, już dawno mnie to nie obchodzi i to co kiedyś czułam zniknęło. – Odpycham go.
-Niemożliwe. Nie będziesz na mnie zła na wieki, przecież to Shon cię upokorzył nie ja.
-Sprawa Shona jest tylko między mną a nim. A teraz zostaw mnie, muszę oddać te koty w końcu.
Biorę pudełko i odchodzę. Nagle dostaje sms’a: „Nie pozwolę
ci odejść”, nie obchodzi mnie to, spoglądam w tył zostawiając kamienną twarz,
Charlie patrzy się na mnie tak samo poważnie, odwracam się.
Na chodniku zaczepiam dużo osób z prośbą o przygarnięcie
kota, dobrze że tutaj jest wiele miłośników tych zwierząt, pierwsze 3 koty
uzyskały nową rodzinę, zostały jeszcze dwa. Niestety dwóch kotków już nikt nie
chciał wziąć, ale i tak jestem uradowana, że zostały tylko dwa. Wracam do pani
Devens.
-Ah świetnie! Ród mojego Reginalda się powiększył co nie koteczku? – Mówi z uśmiechem na ustach.- Tak, a oto twoja wypłata, wiem, że dostajesz tylko trochę co miesiąc, ale za to jestem ci bardzo wdzięczna i chciałam ci dać ją wcześniej.
-Bardzo dziękuję, ale co zrobimy z tymi dwoma kotkami?
-Hmm… Mam pomysł, za twoją pomoc nie tylko dostaniesz pieniądze, ale i kota, twoja mama zawsze chciała takiego mieć i na pewno ty też, są piękne, kto by się nie oparł temu urokowi?
-Dziękuję, ale co z tym drugim?
-Tego drugiego wezmę ja, Reginald stęsknił by się jakby nie było przy nim jego dzieci, a z racji tej, że został jeszcze jeden będzie uradowany.
-Bardzo dziękuję, ja już idę do zobaczenia!
-Do zobaczenia.
Biorę kota na ręce, jest cały czarny, ma zabójczy wzrok i widać, że z niego istny diabełek, dlatego tak go nazwałam „Diabełek”.
Wracam z nim do domu, mama od razu wita nas swoim
uśmiechem, bardziej wita kota niż mnie, ale ja też się cieszę z niego.
-Ah świetnie! Ród mojego Reginalda się powiększył co nie koteczku? – Mówi z uśmiechem na ustach.- Tak, a oto twoja wypłata, wiem, że dostajesz tylko trochę co miesiąc, ale za to jestem ci bardzo wdzięczna i chciałam ci dać ją wcześniej.
-Bardzo dziękuję, ale co zrobimy z tymi dwoma kotkami?
-Hmm… Mam pomysł, za twoją pomoc nie tylko dostaniesz pieniądze, ale i kota, twoja mama zawsze chciała takiego mieć i na pewno ty też, są piękne, kto by się nie oparł temu urokowi?
-Dziękuję, ale co z tym drugim?
-Tego drugiego wezmę ja, Reginald stęsknił by się jakby nie było przy nim jego dzieci, a z racji tej, że został jeszcze jeden będzie uradowany.
-Bardzo dziękuję, ja już idę do zobaczenia!
-Do zobaczenia.
Biorę kota na ręce, jest cały czarny, ma zabójczy wzrok i widać, że z niego istny diabełek, dlatego tak go nazwałam „Diabełek”.
Boski <333
OdpowiedzUsuńdzięki ^^ Bójmy się słoni!
Usuń