niedziela, 14 października 2012

2. „Zakończenie szkoły”


Rozdział 2 „Zakończenie szkoły”
Dzisiaj po 4 latach od tego zdarzenia nadal mam w sercu pustkę pozostawioną po moim ojcu oraz głupocie przez którą się tak nacierpiałam. Po za tym za kilka dni kończy się szkoła, to nawet dobrze gdyż za bardzo nie lubię chodzić do szkoły, ale i tak nie zważając na naukę, fajnie było uciekać z lekcji wraz z Charliem.
Na zakończenie mama przygotowała mi czarną sukienkę na ramiączkach, jest piękna.
-No, to do której klasy idzie po wakacjach moja księżniczka? – Mówi mama wpinając mi we włosy piękny kwiat.
-To nie ważne, zawsze jest to samo, uczymy się i zapominamy. – Odpowiadam.
Mama poprawia mi fryzurę.
-Jest już wystarczająco dobrze. – Śmieję się.
-Racja.
Mama podchodzi do lustra zakrytego przez płachtę, zrobiła to specjalnie, aby ją odsłonić w kluczowym momencie.
Odsłania materiał i nagle widzę przed sobą dorosłą pannę, nie tą która pomaga pani Devensbee, ani panu Brunleyowi, nie tą która ucieka z lekcji wraz z Charliem i od dzieciństwa wielka zagadka zatoki Cadboro spoczywa w jej głowie.
-Jesteś piękna. – Mówi mama całując mnie lekko w czoło.
Nagle dzwoni dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę! – Krzyczę.
Za drzwiami stoi Charlie.
-Fajny garniak. – Mówię z szyderczym uśmieszkiem na ustach.
-Fajna kiecka Łamaczu.
Wchodzi i spogląda na mnie , czuję się trochę skrępowana, zwykle patrzy się na mnie z góry, a teraz jego wzrok jest całkiem inny.
Nagle wchodzi mama.
-He he Charlie jak ci się podoba ta sukienka? – Mówi mama wiedząc, że mnie to do reszty dobije.
Charlie jest jak kolega, prawda kiedyś się w nim kochałam, ale to było bardzo dawno, póki nie poznał Anabelle. W tej chwili, gdy mama zdołowała mnie, Charlie odwrócił wzrok.
-Tak, jest piękna. – Tym razem jego głupi uśmieszek zmienił się w wyraz podziwu. Widać te słowa bardzo uszczęśliwiły mamę, która podała mi małą, pasującą do stroju torebkę. Z domu wychodzimy jako przyjaciele, a nie jako para. Nie trzymamy się za ręce, ani nie obejmujemy, idziemy kołysząc się na wszystkie strony, goniąc za sobą i popychając nad okropne kałuże. Nie idziemy brzegiem zatoki, gdyż wszyscy wiedzą, że to miejsce omijam z daleka, więc gdy chodziłam do szkoły, albo omijałam to miejsce szerokim łukiem, albo mama mnie podwoziła samochodem.
-Kolejny rok i kolejna klapa. – Odzywa się nagle Charlie.
-Hahaha, co znowu oblałeś?
-Mate a ty?
-W tym roku obeszłam się bez jedynek.
Znowu zaczynamy sobie dogryzać, to nawet dobrze bo nie znoszę, gdy on zawiesza wzrok i się na mnie patrzy.
W końcu zatrzymujemy się przed szkołą, omija nas pani z matematyki, omija nas tak jak ja omijam brzeg zatoki, to z powodu Charliego. Zatrzymujemy się także z takiego powodu, że Charlie czeka na Anabelle. Nie cierpię jej, nie dlatego że oczarowała swoim „uroczym” uśmieszkiem Charliego, ale dlatego, że upokorzyła mnie kiedyś, nazywając mojego tatę „świrem”. Wtedy chciałam wydrapać jej oczy i odgryźć głowę. Więc zawsze kiedy ona się do nas dokleja, ja stoję cichutko i słucham tego jak robi wszystko przy zaszpanować Charliemu. Robi to by mnie upokorzyć jeszcze bardziej, a tak po za tym dla niej Charlie jest tylko dla niej na pokaz, chodzą razem jako para i ona się nim chwali i jego ładną „buźką”, jak to mówi przy swoich koleżankach, aby zaimponować innym. Tym razem chwyciła Charlesa za dłoń i mnie zostawiła w tyle. No nic, idziemy dalej.
Nagle Anabelle zauważa plamę na czarnym garniturze Charliego.
-O fuj! Co to jest?! –Krzyczy.
Nie powiem, bardzo się uśmiałam w duchu, gdy rozzłoszczona wydziera się jak wariatka na małą, tyciusieńką plamkę z błota w którego trochę popchnęłam Charlesa.
-Ah, to tylko błoto. – Mówi Charlie strzepując zaschniętą plamkę z gustownego garnituru.
-Tylko błoto?! – Wścieka się.
Szkoda, że teraz nie mam popcornu, bo to jest jak kino, patrzę jak żyła na jej czole ma zaraz eksplodować.
-Ty wiesz, że tym swoim „tylko błotem” możesz mi, znaczy nam zepsuć dobrą reputację?!
-Wściekasz się o byle co, patrz już nie ma.
Nagle wybucham śmiechem tak głośnym, że osoby które stoją przed szkołą, gapią się na mnie ze ogromnym zdziwieniem i chęci dowiedzenia się, z czego robię z siebie idiotkę.
-Julie! – Wykrzykują razem Anabelle i Charlie.
Powoli uspokajam się i wchodzimy po schodach do budynku. Jak zwykle wałęsam się po szarym końcu, parka zakochanych idzie przodem. Głowę mam spuszczoną i podnoszę ją akurat wtedy, gdy Charlie się odwraca w moim kierunku i o dziwo nie robi głupiej miny, tylko znowu zawiesza wzrok na tym jak sama, spokojnie idę za najpopularniejszą parką w szkole. Dobrze, że za chwilę będziemy mieć wolne na parę miesięcy, wtedy nie będą się spotykać w ogóle.
-Ymm… Julie? – Mówi.
W tym samym momencie idziemy wolniej, a Anabelle odwraca się też w moją stronę.
-Czemu idziesz za nami? – Dokańcza.
-Bo… - Mówię.
-Bo ona obstawia tyły. – Odpowiada Anabelle.
-Oj przestań, chodź tutaj. – Powiedział to i chwycił nas obie pod ramiona.
Czuję jak pojawiają mi się rumieńce, zwykle to tylko biegaliśmy po dżunglowym lesie, przytulaliśmy się do siebie, gdy było nam zimno, ale to na osobności. Ciekawe jak teraz się czuje Ana, gdy idziemy jak przyjaciele a nie jak on i ona para a ja piąte koło u wozu.
-Czy to konieczne? – Mówi Anabelle.
-Tak. – Mówi z uśmiechem Charlie.
Ana miała dostać szału, gdy nagle przed nas wyskoczył Montie i pstryknął nam zdjęcie do gazetki szkolnej. Ostatni rok w tej szkole dobiegł końca, wszyscy dorośliśmy, ja też oczywiście. W końcu wszyscy zebraliśmy się w jednej dużej sali i rozpoczęliśmy ceremonię ukończenia szkoły. Po ceremonii jedna rzecz, która może mnie jeszcze zdołować to bal. Oczywiście nie muszę iść na ten bal, ale Charlie tak długo mnie prosił, aż się zgodziłam. To było nawet dziwne, bo Charles nie lubi bali, ale pewnie ta lafirynda go poprosiła, albo i nawet wymusiła, żeby poszedł. Kolejna godzina na balu minęła, stoję oparta o ścianę, gdy nagle Shon, ładny brunet, jest synem byłego kolegi od mojego taty. Podchodzi do mnie i prosi o taniec.
-Okej i tak nie mam co robić. – Odpycham się od ściany i podaję Seanowi rękę.
Lekko wirujemy na parkiecie, szczerze powiedziawszy to nigdy nie czułam się taka lekka. Shon to prawdziwy mistrz tańca. W pewnej chwili zderzam się z kimś plecami, to jest Anabelle. Teraz jej żyła
na pewno nie wytrzyma tego ciśnienia. Wścieka się zapewne o to, że zniszczyłam jej wieczór i to ona ma być gwiazdą. Mi to pasuje, może być nawet rozgwiazdą, ale chwili przyjemności nie może mi odebrać.
-Co ty robisz?! – Rozzłoszczona pyta.
-Tańczę.
O mało co nie pokazałabym jej języka.
-To się nazywa taniec?! Ruszasz się jak hipopotam i depczesz po moich butach!
-Nie moja wina, że znajdują się właśnie pod moimi stopami.
W tym momencie Shon i Charlie próbują nas odciągnąć od siebie.
-Przestań Julie, ona nie jest tego warta. – Mówi Shon.
Nawet nie wiedziałam, że wie jak mam na imię, zapewne pamięta jak pomagałam tacie przy łodzi, ale żeby aż pamiętać moje imię?
Wybiegam z sali, niestety takie osoby jak Shon i Charlie nie dają za wygraną i biegną za mną. Proszę, teraz Ana ma całe pomieszczenie tylko dla siebie i dla swojego wielkiego ego.
Pierwszy chwyta mnie Shon, razem siadamy na schody przed szkołą.
Następuje ta niezręczna cisza.
-Zapewne nie pamiętasz mnie. – Odzywa się po chwili.
Nic nie mówię.
-Mój tata przyjaźnił się z twoim ojcem.
Nadal się nie odzywam.
-To ja wezwałem straż przybrzeżną tamtego dnia.
W tej chwili pierwsza łza ścieka mi po policzku.
-I nie zrozum mnie źle, ale…  … Ja też widziałem co się wtedy wydarzyło.
Wtedy jakby piorun we mnie uderzył. Zrywam się ze schodów i rzucam z pięściami na niego.
-Widziałeś to?! Ja byłam jedynym świadkiem! Ja! A jak pytali o kogoś kto też to widział to siedziałeś cicho! Wyszłam na wariatkę!
Nagle ktoś odciąga mnie od mojej „ofiary”, to był Charlie. Próbuję się wyrywać. W tej chwili Charlie uderzył mnie w twarz. Skurczam się z bólu i leżę na schodach, wypłakuję się w jego spodnie. Charlie przykuca do mnie, a ja go odpycham. Biegnę do domu.

2 komentarze: